Czy 40 – tka to dużo? Spora część moich znajomych twierdzi, że dopiero wtedy zaczyna się prawdziwe życie a młodość jeszcze nie minęła. Bo dzieci częściowo odchowane, kredyt na mieszkanie prawie spłacony a oni wciąż młodzi.
Ale miało być o Golfie. Otóż cały typoszereg Golfa też jest już po 40-tce. Pierwsze modele tego popularnego auta, zjechały z taśm produkcyjnych w 1974 roku. Od tego czasu ten kompaktowy Volkswagen utożsamiany był jako wzór dla całej klasy takich aut. Przez długi czas zwykło się nawet mówić „klasa Golfa”. A jak jest teraz?
Nowa służbówka.
Szczerze mówiąc, odbierając to auto z salonu prawie dwa lata temu, miałem sporo wątpliwości. Poprzednim moim służbowym autem była Mazda 6 a więc samochód o przynajmniej jedną klasę wyżej. A teraz Golf i to jeszcze biały. Prawdę mówiąc moja radość z takiego wyboru była umiarkowana. Bo Mazda była 2,0 i miała 165 KM a Golf jest tylko 1,4 i ma o 40 koni mniej (i znów czterdziestka).
Pierwsza podróż Golfem liczyła przeszło 600 km. Wiedziałem już, że po tej podróży będę mieć swoje zdanie o tym aucie. I co? I byłem w kropce. Subiektywnie, Golf przyspieszał dużo lepiej niż Mazda, miał zdecydowanie lepszy automat (7DSG), nie odczułem aby gorzej trzymał się drogi. Na dodatek był równie wygodny i chyba nawet cichszy niż jego poprzedniczka. Więc dlaczego byłem w kropce? Otóż „mój” Golf na pierwszym zbiorniku przejechał niecałe 600 km. Owszem jechałem z prędkością autostradową i miałem włączoną klimatyzację – ale zużycie paliwa na poziomie 8,5 l / 100 km w trasie? To za dużo. To właśnie przez ekonomię Volkswagena nie chciałem ostatecznie wypowiedzieć się co o nim sądzę.
Mijały tygodnie, na licznik nawijał się coraz to nowy przebieg. Golf nauczył się mojego stylu jazdy a ja zgrałem się z nim dużo bardziej. Co ciekawe, pomimo mojej nielekkiej nogi zużycie paliwa zaczęło stopniowo spadać. Przy około 8 000 km ostatecznie unormowało się. Z dnia na dzień byłem coraz bardziej zadowolony z tego auta. Miałem już doświadczenie związane z tym jak prowadzi się ten Volkswagen w normalnej, codziennej jeździe. Aż któregoś dnia, przez korki w Trójmieście okazało się, ze jestem już prawie spóźniony na spotkanie w uroczej, kaszubskiej miejscowości Piekło. Wiedziałem, że mojego Golfa czeka kolejny egzamin. Była to dynamiczna jazda, po krętych, wąskich kaszubskich drogach. Egzamin ten „moja biała strzała” zdała celująco i nawet z dodatkowym wyróżnieniem. Wówczas przekonałem się, ze określenie „klasa Golfa” to nie są puste słowa. To jedno z niewielu nieusportowionych aut które równie dobrze jeżdżą w mieście jak i podczas dynamicznej jazdy. Po tym egzaminie już wiedziałem. Naprawdę lubię to auto!
Pierwsza zima.
Ujemne temperatury? Śnieg na aucie i lód na ulicach? A na dodatek ta breja która leci spod kół innych pojazdów i z uporem godnym maniaka przykleja Ci się do przedniej szyby. Wy tez to lubicie? Tak myślałem, nikt tego nie lubi. Ale to też test i to nie mały sprawdzian dla auta. Podczas pierwszej zimy jeszcze bardziej doceniłem Golfa a konkretnie jego wyposażenie. Wprawdzie silnik nagrzewał się błyskawicznie, przy temperaturze – 3 stopnie po około 2 kilometrach ogrzewanie dmuchało przyjemnie, ale to podgrzewanie foteli najbardziej robiło prawdziwą robotę. Już po kilku sekundach od uruchomienia moje plecy, a także część ciała gdzie plecy kończą swoją szlachetną nazwę, były otulone przyjemnym ciepłem. Z wyraźnych plusów dostrzegłem również, że płyn do spryskiwacza trzeba uzupełniać raz na około 850 km. To bardzo dobrze, bo pomimo ksenonowych reflektorów, Golf nie lał tego płynu jak szalony i czyścił światła raz na 5 spryskiwań. Wiecie, ze to wystarcza?
Kolejny egzamin zdany.
I znów mijały kilometry, aż do pierwszego przeglądu. Tu nastąpiło pierwsze zdziwienie. Otóż „moje” auto kategorycznie zażyczyło sobie przeglądu na blisko 4 000 km przed okresem który zalecił producent. Stało się tak prawdopodobnie dlatego, że 75% mojej jazdy to miasto. A przynajmniej tak sobie to wytłumaczyłem. No nic, serwis to serwis – trzeba go zrobić. Przy odbiorze auta znów się zdziwiłem i to aż dwukrotnie. Po pierwsze za serwis po prawie 30 000 km zapłaciliśmy brutto 650 zł, po drugie nic poza olejami i filtrami nie wymagało wymiany. Klocki hamulcowe bez zarzutu, tarcze hamulcowe bez zarzutu, filtr kabinowy sprawny. Dodam, że od odbioru auta do jego pierwszego serwisu minął prawie rok. Oczywiście, serwis mógł być darmowy ale Golf nie ma pakietu serwisowego. Ma za to 4 letnią gwarancję co przy tych kosztach serwisu ASO jest lepszym rozwiązanie.
I tak minęło 40 000 km. Poniżej napiszę Wam co się w tym czasie w aucie zepsuło:
_____ N I C !
Fajnie? Mnie się podoba.
A teraz to co mi się w Golfie naprawdę podoba. Jego zalety:
- WYPOSAŻENIE
– ksenonowe reflektory,
– doskonały siedmiobiegowy automat DSG
– czujnik parkowania,
– dwustrefowa automatyczna klimatyzacja,
– fabryczna nawigacja
– radio z możliwością podłączenia dwóch urządzeń bluetooth równocześnie,
– system start-stop,
– elektryczny hamulec „ręczny”
– podgrzewane siedzenia
2. EKSPLOATACJA
Opisywałem Wam pierwsza trasę autem i jego nadmierny apetyt na oktany. Pisałem Wam również, że po przebiegu 8 000 zużycie paliwa unormowało się. Zgadniecie ile jest dziś? Otóż na dziś, średnie zużycie paliwa z 41 750 km to 6,6 l / 100 km. Moim zdaniem, to bardzo dobry wynik zważywszy na turbodoładowaną benzynę. Przypominam Wam, że 75% mojej jazdy to miasto. Na taki wynik miała też wpływ moja podróż do Niemiec. Na tamtejszych autostradach wynik wynosił ponad 9 l / 100 km, ale przy prędkościach rzadko spadających poniżej 180 km/h.
Oczywiście zaletą Golfa są jego koszty serwisu i jego wartość rezydualna. W tłumaczeniu na Polski oznacza to, że nie dość że jest tanio na co dzień to jeszcze nie dużo stracisz na jego wartości.
A czy Golf ma wady?
Niestety ma. Mnie przeszkadza fabryczna nawigacja tego samochodu. Jest mało precyzyjna i czasami wariuje. Nie ma również wszystkich miejscowości w Polsce, co boleśnie odczułem na wspominanych wcześniej Kaszubach. Być może się czepiam, być może rozpieściło mnie google maps. Jednak fabryczna nawigacja mogłaby być lepsza. Gdybym dziś konfigurował takie auto, do wyposażenia dorzuciłbym jeszcze cyfrowe radio DAB. To fajna opcja która powinna być już w standardzie.
Właściwie to nawet nie wiem co można o tym aucie więcej napisać. Podobno o takich samochodach mówi się, że są poprawne. Ale chyba nie. Poprawność, to szarość, coś co powoduje że jeździsz autem jak windą. Wsiadasz i jedziesz. W „moim” Golfie jest jednak inaczej. Wprawdzie nie ma tego co Alfa Romeo, czegoś co powoduje że nie możesz doczekać się jak do niego wsiądziesz, ale jak już wsiądziesz… Czujesz się jakby auto Cię otaczało. Wszystko jest na miejscu, pod ręką a obsługa całości jest intuicyjna.
Czy poleciłbym Golfa? Powiem tak. W kwietniu kilka identycznie wyposażonych aut będzie do sprzedania w naszym salonie. Do sprzedania napewno pewnie jeden mniej, bo „mojego” planuje odkupić od firmy i na dłużej zaparkować w rodzinie. Może być lepsza rekomendacja?
Tomasz